Pod Baobabem

Nie tak dawno pisałem o wojnie pomnikowej na placu Litewskim, ale nie samą polityką place żyją. Kamil Nieścioruk zwrócił mi uwagę w swoim komentarzu na jeszcze jeden ważny, symboliczny element placu – najstarsze rosnące na nim drzewo, czyli ponad stuletnią czarną topolę zwaną przez tubylców Baobabem. Nie będzie dziś jednak o kolejnej wojnie – ekologów z urbanistami (a przynajmniej nie tylko) ani kultury z naturą (no, może troszeczkę) – ale o poboczach lokalnej historii.

Place powstają zwykle na skrzyżowaniach traktów albo w miejscu dawnych rynków. Na placu Litewskim również krzyżowały się niegdyś drogi na Kraków i Warszawę, a jednak to miejsce nigdy nie dorobiło się ściśle miejskiego charakteru, zawsze miało słabość do krzaków i drzew. Czy naprawdę wyglądało kiedyś aż tak ładnie i romantycznie jak na poniższej litografii Adama Lerue? Znając skłonny do bałaganu Lublin, szczerze wątpię. Jednak ten obrazek daje świadectwo, że zieleń zdaje się niezbywalnym elementem placu Litewskiego, że jest to miejsce, które organicznie nie znosi bruku, bo i nigdy nie było rynkiem ani targowiskiem, ale skwerem i namiastką miejskiego parku.

Poł. XIX w. Widok spod pałacu gubernatorskiego na plac Litewski i kościół kapucynów (z witryny Ośrodka Brama Grodzka – Teatr NN)

W latach 30. XX wieku, gdy Liga Morska i Kolonialna propagowała tworzenie polskich terytoriów zamorskich, a „W pustyni i w puszczy” Sienkiewicza uczyło młode pokolenie, jak należy się zachować w tak egzotycznych okolicznościach przyrody, na lubelskim placu Litewskim pojawił się… Baobab. A właściwie był tam już wcześniej, tylko nie wyróżniał się posturą i pewnie nazywano go mało oryginalnie drzewkiem albo topolą. Gdy jednak wyrósł i stał się doskonałym punktem orientacyjnym, zyskał imię. Do dziś wielu lublinian nie wie, jakiego jest gatunku (nawet w gazetowych artykułach można przeczytać, że to wierzba) ani że jest pomnikiem przyrody. Natomiast że jest „Baobabem”, wiedzą wszyscy.

Baobab zimą 1930 r. (fot. Ośrodek Brama Grodzka – Teatr NN)
Baobab od strony placu w 1940 r. Na drugim planie widoczne jeszcze ślady bombardowania Lublina we wrześniu 1939. (fot. Ośrodek Brama Grodzka – Teatr NN)
Baobab i plac Litewski z dachu poczty w 1941 r. Nigdy tu nie było tak porządnie i bezpłciowo jak za Niemca. (fot. Ośrodek Brama Grodzka – Teatr NN)

Jak napisałem w „Wojnie pomnikowej”, pierwszym monumentem był obelisk Unii Lubelskiej (XVI w.), drugim nieistniejący już carski sobór (2. poł. XIX), a trzecim… trzecim – co przegapiłem – właśnie Baobab, zresztą też pomnik, tyle że przyrody. Drzewo rosło sobie już w czasach, gdy na placu trzej bojowcy zastrzelili komisarza Sachsa. Przeżyło cara, dwie wojny, okupację i PRL. A kolejne pokolenia młodych lublinianek i lublinian spotykają się nie „Pod Papugami”, jak życzyłby sobie Czesław Niemen i właściciele owej knajpy, ale właśnie pod Baobabem. Gdyby przeprowadzić sondę uliczną ze znajomości obiektów na placu Litewskim, Baobab zapewne wygrałby nawet z marszałkiem Piłsudskim. I nic dziwnego, bo to jest nasze własne drzewo. Urosło tu, bo tak mu wypadło, choć do polityki jakoś nigdy nie miało głowy.

Baobab w roli pisankowej choinki (2008 r.) (fot. Gazeta.pl, Lublin)

Zabijcie mnie, ale nie wiem, z jakiej przyczyny koziołek z lubelskiego herbu stoi oparty o winorośl. On przecież powinien próbować wskoczyć na pień Baobabu! To drzewo wyrosłe niemal na środku pola bitwy pomnikowej jest przecież Lublinem, bo jest takie jak tutejsi ludzie – w większości niespecjalnie zainteresowani wielką polityką, a bardziej tym, jak mimo tej całej polityki po prostu przeżyć. Baobab jest więc drzewem na miarę lubelskiego sukcesu – nikt mu nie pomagał, a on przeżył i urósł. Niestety centrum miasta nie jest idealnym środowiskiem dla tak dużej topoli, dlatego coraz bardziej wymaga ona ludzkiej opieki. Bez niej ma przed sobą ledwie kilka lat życia, dzięki odpowiednim zabiegom nawet dwieście. Tu rodzi się jednak dylemat – póki Baobab po prostu sobie był obok nas, no to był, ale czy naprawdę chcemy inwestować w taki konformistyczny symbol? Żebyż chociaż jakieś podanie głosiło, jakoby Piłsudski przywiązał kiedyś do niego Kasztankę, gdy… Nie, nie ma żadnego „gdy”, tu najwyżej Jacek poznał Gośkę i nic więcej.

Niedawno (20 lutego) „Kurier Lubelski” pisał, że nawet

opinie ekologów na temat sensu ratowania tego pomnika przyrody są podzielone. Niektórzy zamiast inwestować w staruszka, woleliby zazielenić miasto nowymi drzewami.

– Baobab ma jedynie wartość sentymentalną i nie jest jakimś wyjątkowym okazem – mówi Arkadiusz Iwanicki, ekspert ogrodnictwa.

– Warto podjąć wysiłek i dołożyć starań, by utrzymać topolę jak najdłużej w dobrym stanie. To rodzaj symbolu, elementu, który tworzy Lublin, a takich jest u nas mało – uważa jednak Krzysztof Gorczyca, prezes lubelskiego Towarzystwa dla Natury i Człowieka.

Pojawiają się też projekty nowej organizacji centrum miasta – żeby wyglądało jak miasto, żeby było dużo bruku, szkła i nowomodnej architektury. Nawet to rozumiem, bo i mnie nieraz doskwierał prowincjonalny imidż Lublina. Niestety najbardziej prowincjonalnie wygląda on w tych miejscach, które urządzono właśnie z myślą o wielkomiejskiej nowoczesności – jak choćby inny plac: Zamkowy (choć dużo lepiej oddaje jego charakter bierutowska nazwa plac Zebrań Ludowych). Kto wie, co za sto lat będzie lepszą wizytówką miasta – niemodna już zapewne szklano-betonowa struktura czy dostojny Baobab.

Zimowy sen Baobabu (2008 r.) (fot. „Kurier Lubelski”)

About Marcin Wroński

Urodzony w 1972 r. w Lublinie, co okazało się brzemienne w skutkach. Absolwent polonistyki KUL, pisarz i redaktor. Debiutował w 1992 r. zbiorem opowiadań „Udo Pani Nocy”, wkrótce wydał też mikropowieść pijacko-przygodową „Obsesyjny motyw babiego lata” (1994). Tworzył piosenki i skecze dla kabaretu „Osoby o Nieustalonej Tożsamości”, był felietonistą i dziennikarzem radiowym, nauczycielem, pisał artykuły o reklamach dla branżowego miesięcznika „Aida-media” i przez długie lata redagował książki dla dzieci, a także pisał do nich teksty. Jest autorem m.in. cyklu lubelskich retrokryminałów o komisarzu Maciejewskim oraz współczesnego thrillera „Officium Secretum. Pies Pański”. Zobacz wszystkie wpisy, których autorem jest Marcin Wroński

2 responses to “Pod Baobabem

  • Kamil

    Ha! Wzrósł mi ranking cytowań dzięki drugiemu zdaniu tego tekstu :).
    Świetne są te wojenne zdjęcia placu – zwłaszcza ów „ordnung” niemiecki…
    A sam baobab, topolka nasza? No właśnie – nasza. W pewnym sensie o tym piszesz, ale plac jest ich, a baobab nasz, prawda? To „oni” (politycy, okupanci, „druzja'”, biurokraci, urzędnicy) stawiają pomniki, organizują przestrzeń i nasze życie, a „my” żyjemy i spotykamy się. Pod baobabem właśnie. Symbol, który warto ratować, nawet jeśli swoim schorowaniem i swoją obecnością w betonie jawi się nam jako znak troszkę groteskowy. Siedzę teraz w pracy (na Czubach), za oknem mam czereśnię, którą we władanie przejął szpak szukający wiosennych rozrywek. A ciekawe, co tam pod baobabem… Też wiosna?

  • Marcin Wroński

    Plac jest ich, a Baobab nasz – doskonała puenta! Nic dziwnego, że przyszła od Ciebie, skoro cały wątek naszej topolki też od Ciebie wyszedł :)

Dodaj komentarz